Plymouth Prowler - tylko dla odważnych

Amerykańska motoryzacja zaskakiwała właściwie od samego początku. Koncept pierwszego minivana, choć nie odniósł sukcesu, był niesamowity. To w USA zaczęła się pierwsza, masowa produkcja samochodu, w sposób znany obecnie. Właśnie tam powstały pierwsze hot-rody. I choć największa popularność tych samochodów przypadła na lata 50 i 60 XX wieku, to pod koniec lat 90 amerykanie zaproponowali światu hot-roda, którego można było kupić w salonie!

 

Czy Plymouth Prowler przyjął się na rynku? Dlaczego jest ciekawostką? I jak rozwiązano problem bagażnika? Zapraszamy na wycieczkę jednym z największych ekscentryków, dostępnych kiedykolwiek na świecie.

 

 

Hot-Rod - „weź tego Forda B, wrzucimy tam sportowe V8”

 

Chcąc poznać genezę powstania Prowlera, musimy wpierw dowiedzieć się, czym właściwie są hot-rody? Większość fanów motoryzacji zapewne powie, że to stare, amerykańskie auta, którym obniżono linię dachu, obcięto sprężyny w zawieszeniu i wpakowano pod maskę ogromne V8. I z tym nie ma co dyskutować, to z grubsza prawda. Warto jednak wiedzieć, że klasyczne hot-rody to samochody przede wszystkim produkowane w okresie między wojennym, które po II Wojnie Światowej można było kupić za grosze.

 

Co prawda, miały one zniszczone silniki czy skrzynie biegów, natomiast ramy oraz nadwozia były generalnie zdrowe. Wyrzucało się więc zatarte motory w ich miejsce wstawiając najczęściej dolnozaworowe V8ki Forda lub small-blocki Chevroleta. Dokładano manualne skrzynie biegów, by maksymalnie wykorzystać potencjał jednostki napędowej. Czasem modyfikowało się układ kierowniczy czy hamulce. Poprawiano również zawieszenie, które stawało się sztywne niczym wóz drabiniasty, obcinano słupki by linia auta była bardziej aerodynamiczna oraz ozdabiało ciekawym kolorem lakieru. I tak przygotowanymi pojazdami można było „pokazać się na dzielni” robiąc hałas i przyciągając spojrzenia.

 

Era oldskulowych hot-rodów skończyła się wraz z nadejściem pierwszych muscle carów. Na szczęście, na przestrzeni lat ich popularność utrzymywała się na przyzwoitym poziomie. I tak jest do dziś, szczególnie w USA i Szwecji. Jednak w latach 90 XX wieku, które były bardzo ciekawym okresem w branży moto, Chrysler postanowił sprawdzić, czy hot-rod może być samochodem fabrycznym, dostępnym dla każdego, a nie tylko customowym show carem dla nielicznych.

 

 

Koło ratunkowe dla Plymoutha?

 

Przełom lat 80 i 90 XX wieku nie był zbyt łaskawy dla marki Plymouth. Koncern Chryslera marginalizował udział tego brandu na rynku na rzecz coraz lepiej sprzedających się samochodów Dodge oraz Chrysler. Plymouth sprzedawał właściwie modele tamtych marek, które najzwyczajniej w świecie posiadały jedynie inne logo. Brak wizji na rozwój marki oraz niespecjalnie ciekawy PR tylko podkopywały jego pozycję na rynku. A i pozycja całego Chryslera również była dyskusyjna, gdyż w tamtych czasach utarło się, że produkują oni jedynie duże, przednionapędowe mydelniczki w średnim budżecie. Jedynym wyróżniającym się samochodem koncernu był Dodge Viper zaprezentowany w 1989 roku. Widząc, jak duże wrażenie robił ten wściekły roadster, Chrysler postanowił pójść tą drogą.

 

Kiedy w 1993 roku na Auto Show w Detroit pokazano najnowszy concept-car Plymoutha, wszyscy zbierali szczękę z podłogi. Prowler został okrzyknięty najciekawszym samochodem na targach, jednak mało kto wierzył, że tak dziwaczny i oryginalny pojazd pojawi się u dealerów. Co więcej, pokazany wówczas model został narysowany niewiele wcześniej, a aspekty czysto techniczne, silnik, zawieszenie i cała reszta były wielką niewiadomą. Po pierwszym sukcesie zarząd zdecydował, jak kilka lat wcześniej w przypadku Vipera (o którym zapewne też opowiemy, gdyż to naprawdę fascynujący samochód), że może właśnie ta hot-rodowa, retro zabawka ze zdejmowanym dachem pchnie markę do przodu i pozwoli przetrwać jej kolejne lata.

 

 

Oryginalny wygląd skrywający nieoczywiste rozwiązania

 

Po podjęciu decyzji o wprowadzeniu Prowlera do produkcji seryjnej, kierownictwo Chryslera stwierdziło, że będzie on doskonałą bazą eksperymentalną. No tak, jeśli nie będzie chciał się sprzedawać, to przynajmniej zdobędziemy doświadczenie z materiałami, z którymi do tej pory nie mieliśmy zbytnio do czynienia. Bardzo szanuję tak odważne podejście do tematu. Druga połowa lat 90 XX wieku była okresem, gdzie producenci samochodów coraz odważniej podchodzili do zagadnienia wykorzystania aluminium. Szlaki były przetarte przez Audi, które w '94 roku pokazało światu model A8. Amerykanie zakasali rękawy i zabrali się do pracy by po kilku latach intensywnych wysiłków, serii testów homologacyjnych i niemałych przygód z dostosowaniem konceptu do przepisów ruchu drogowego zaprezentować produkcyjną wersję Prowlera.

 

Aluminiowa była płyta podłogowa, elementy zawieszenia czy panele zewnętrzne samochodu. Dzięki zastosowaniu tego materiału, Prowler był stosunkowo lekki i wystarczająco sztywny. I przede wszystkim, niewiele różnił się od modelu zaprezentowanego w 1993 roku. Oszałamiające nadwozie skrywało nie mniej szokujące rozwiązania techniczne. O ile silnik, który umieszczono pod długą, trójkątną maską, był standardową V6ką znaną z innych aut Chryslera, o tyle układ przeniesienia napędu był ciekawostką, która do dziś jest rozwiązaniem stosowanym w niewielu pojazdach. A jak już w jakimś się znajduje, to z reguły jest to super sportowy pojazd jak na przykład Mercedes SLS AMG, Lexus LFA czy Alfa Romeo 8C Competizione.

 

Tak, chodzi o system transaxle. Niecodzienny układ pozwala na uzyskanie fenomenalnego rozkładu mas pojazdu przód/tył, co przekłada się na wspaniałe prowadzenie oraz ciekawe uczucie kopniaka w plecy przy zmianie biegów. W tej konstrukcji silnik umieszczony z przodu napędza tylne koła. Jednak skrzynia biegów umieszczona jest z tyłu w jednej obudowie z mechanizmem różnicowym. Za połączenie silnika i skrzyni odpowiada solidny wał napędowy. I w przypadku Prowlera było to wspaniałe rozwiązanie, które jednak w oczach wielu miłośników sportowych samochodów, miało jedną wadę.

 

Gdzieś tu jest mały problem...

 

Skrzynia w tym samochodzie była automatyczna. Owszem, automat zwany „Autostick” posiadał możliwość manualnej zmiany przełożeń, jednak pozbawione sprzęgła rozwiązanie nie specjalnie przypadło do gustu klientom. Na szczęście przekładnia ta miała również jakieś zalety. Na pewno jej agresywna charakterystyka była dużym plusem. Zmianę biegów mogliśmy odczuć na plecach. Do tego, w przeciwieństwie do innych automatów, w trybie manualnym faktycznie można było wysoko zakręcić silnik, a bieg się nie zmieniał, mogliśmy więc „cisnąć do odcinki”.

 

Postawmy więc słuszne pytanie – Czy było w ogóle czym cisnąć? No i tu pojawia się kolejny zgrzyt. Pod piękną, długą, trójkątną maską niestety nie znajdziemy tego z czego słynęły prawdziwe hot-rody. Na potężne V8 nie było miejsca, choć były plany aby wpakować tam takiego potwora. Zweryfikowały to przepisy dotyczące homologacji i wymogi bezpieczeństwa. Silnik, który napędzał Prowlera był popularną, widlastą szóstką, znaną z innych modeli koncernu. I choć moc, na początku produkcji ok. 210 KM, w późniejszych latach nieco ponad 250 KM, była wystarczająca, gdyż masa samochodu nie przekraczała 1300 kg, to ciężko było powiedzieć tak, tym to już poszalejemy. No nie bardzo, szczególnie, że automat również nie był oszałamiająco błyskawiczny.

 

 

Ale i sporo fajerwerków

 

Największym atutem Plymoutha Prowlera był design. Retrofuturystyczny wygląd inspirowany był najlepszą szkołą hot-rodów sprzed dekad. Zarówno projektant samochodu, jak i inżynier odpowiedzialny za jego stworzenie byli fanami samochodów tego typu. Co więcej, mieli coś takiego we własnych garażach. Patrząc więc na Prowlera, trudno było nie odnieść wrażenia, że jego linie oraz detale inspirowane były legendarnym na hot-rodowej scenie Fordem Model B z lat 30. Klinowaty kształt nadwozia, różne rozmiary kół z przodu i z tyłu, szeroki tył oraz bardzo wąski przód z kołami wystającymi poza obrys sylwetki auta budziły skrajne emocje. Krytycy, dziennikarze i miłośnicy motoryzacji pokochali to już podczas pierwszej prezentacji. Przypadkowi „oglądacze” kręcili nosem, jednak to nie oni byli grupą docelową. Efekt wow potęgowały wspomniane koła przednie, których zawieszenie oraz układ hamulcowy były na zewnątrz pojazdu.

 

Na etapie projektu, Prowler miał zastąpić Vipera. Jednak w przeciwieństwie do „Żmiji” Plymouth był autem zdecydowanie bardziej funkcjonalnym i przeznaczonym dla kierowców, którzy lubią mieć jakieś wyposażenie. Przede wszystkim ten samochód posiadał dach, okna i zewnętrzne klamki, których w pierwszych egzemplarzach Vipera nie było. Do tego na pokładzie obecna była klimatyzacja, całkiem sensowny system audio czy poduszki powietrzne. Oczywiście Prowler był pojazdem dwumiejscowym i dla kierowcy oraz pasażera miejsca było całkiem sporo. Trudno natomiast powiedzieć, że miał on jakikolwiek bagażnik. Choć szeroki i wysoki tył z pokaźną klapą sugerowałby zupełnie coś innego. Niestety, układ transaxle skutecznie ograniczył miejsce w tylnej części nadwozia, a pod tylną pokrywą znalazło się miejsce na składany dach oraz dwie pary rękawiczek. Sprytny koncern poradził sobie z tym problemem w oryginalny sposób. Otóż, w każdym egzemplarzu został zamontowany hak holowniczy, a Chrysler oferował dedykowaną do Prowlera, pojemną przyczepkę, która była właściwie obciętym tyłem tego wspaniałego wynalazku.

 

 

Podsumowanie

 

Plymouth Prowler był produkowany przez aż pięć lat i choć podczas debiutu na targach zrobił niemałą furorę, to sprzedaż była znacząco niższa niż Chrysler się spodziewał. Niestety, model ten nie odbudował renomy Plymoutha i brand został zamknięty w 2001 roku. Trudno jednak stwierdzić, że była to porażka, wszakże Prowler sprzedany został w niemal 12 tysiącach egzemplarzy. Prawie 12 tysięcy osób stwierdziło, że chcą posiadać w garażu hotwheelsa w skali 1:1, który nie posiada bagażnika, ma twarde zawieszenie oraz koła w różnych rozmiarach. Dla koncernu Chryslera był to również sukces, gdyż jak już wspomnieliśmy wcześniej, był on poligonem doświadczalnym dla nowych wówczas technologii.

 

Aby interesować się Prowlerem i poważnie przymierzać się do jego zakupu musimy jednak mieć w sobie nutkę hazardzisty i sporo odwagi oraz cierpliwości. Samochody te właściwie zniknęły z jakichkolwiek ogłoszeń. W popularnych portalach na całym świecie dostępnych jest zaledwie kilkanaście sztuk. Ceny w przeciągu kilkunastu ostatnich lat poszybowały w górę i obecnie musimy wyłożyć 6 cyfrową sumę na zakup w miarę utrzymanego auta. Czy to dużo czy mało? Myślę, że wartość zadbanych Prowlerów będzie tylko rosła. Czy chciałbym takie auto w garażu? Zdecydowanie tak i to bardzo!

 

Maciej Juraszek

Autorzy zdjęć (od góry)

Zdjęcie główne - the imagine engine/shutterstock.com

Ford Coupe '33 Eliminator - whpq/wikipedia

Fioletowy Prowler przód - Greg Gjerdingen/wikipedia

Fioletowy Prowler tył - Michael Rivera/wikipedia

Prowler wnętrze - sv1ambo/wikipedia

Prowler z przyczepką - mikelyden/wikipedia